Anna Szatan
Jestem zdania, że jeśli mamy do czynienia z opowieścią o kobietach, należy powierzyć jej realizację kobiecie. Sprawdziło się to w przypadku fenomenalnej “Lady Bird” w reżyserii Grety Gerwig czy chociażby naszej rodzimej “Fugi”, za którą odpowiedzialna jest Agnieszka Smoczyńska. Nie bez przyczyny przywołuję tu akurat te filmy – wszystkie bowiem widziałam w ramach festiwalu Tofifest. Nie inaczej jest z “The Royal Hotel”, który wyreżyserowała Kitty Green. Podobnie jak wspomniane powyżej tytuły, tutaj również mamy do czynienia z kinem niepokornym, nieoczywistym ale też i…Gatunkowym. Film ten jest bowiem thrillerem i to w najlepszym wydaniu.
“The Royal Hotel” to taka współczesna opowieść o Thelmie i Louise. Różnica polega jednak na tym, że dwie bohaterki – Liv i Hannah, są studentkami a nie gospodyniami domowymi i żaden detektyw ich nie ściga. Cała reszta jednak jest bardzo podobna i to działa zdecydowanie na korzyść produkcji.
Hannah i Liv postanawiają spędzić swoje wymarzone wakacje w Australii. Chcą zwiedzać, bawić się i korzystać z życia. Brzmi jak plan idealny na wakacje, prawda? Sęk w tym, że opowieść rozpoczyna się w momencie, kiedy przyjaciółki napotykają z jednej strony dość banalny problem, a z drugiej – jednak poważny – skończyły im się pieniądze. Postanawiają zatem udać się do agencji pracy tymczasowej, w której zostają przydzielone do tytułowego The Royal Hotel, co samo w sobie nie byłoby niczym podejrzanym. Problem jednak tkwi w tym, że tytułowy Royal Hotel znajduje się w miejscu zapomnianym przez Boga i ludzi – czyli na kompletnym odludziu.
Bohaterki przyjeżdżają do pracy i delikatnie mówiąc, nie są zachwycone. Szczególnie Hannah zwraca uwagę na klimat miejsca oraz na to, jakie panują w nim warunki. A to dopiero początek.
Nie będę przybliżać zbytnio fabuły, bo nie o to chodzi. Chciałabym jednak zwrócić uwagę na kilka kwestii, które w moim odczuciu sprawiły, że The Royal Hotel zostanie ze mną na długi czas. Przede wszystkim – budowanie napięcia. Od pierwszych minut widz czuje, że coś jest nie tak. Jest to ten rodzaj niepokoju, który odczuwamy szczególnie wtedy, kiedy znajdujemy się w miejscu, w którym zdecydowanie nie powinno nas być. W filmie ten niepokój powoduje wszystko – poczynając od samego wyglądu miejsca, poprzez nieprzyjemnego właściciela na zatrudnionych w tym miejscu barmankach.
Kolejną kwestią jest świat przedstawiony. Bohaterki trafiają do miejsca zdominowanego przez mężczyzn. Jest zatem pełno seksistowskich żartów, które śmieszą chyba tylko tych, którzy je rzucają, alkoholu i podtekstów na tle seksualnym kierowanych w stronę młodych dziewczyn. Hannah od początku czuje, że to miejsce nie jest dla niej i już po pierwszym dniu chce stamtąd uciekać. Liv jednak bardzo łatwo przystosowuje się do sytuacji i ostatecznie udaje jej się przekonać przyjaciółkę do pozostania “przez kilka tygodni” tutaj, by następnie ruszyć w dalszą podróż.
Sytuacja, choć pozornie nieciekawa ale stabilna, z każdym kolejnym dniem zaczyna wymykać się spod kontroli. Hannah czuje zagrożenie ze strony jednego ze stałych klientów pubu, a kiedy odbiera dramatyczny telefon od byłej pracownicy, jest już pewna, że nie można zostać w tym miejscu ani chwili dłużej.
Handel żywym towarem, nadużywanie alkoholu, siła kobiet ale też i traumy z przeszłości i taka rozpaczliwa tęsknota za normalnością – to wszystko jest w “The Royal Hotel”. W punkcie kulminacyjnym, widz nie wie, co za chwilę się stanie, co tylko potęguje napięcie, strach ale też i ten ciągle towarzyszący niepokój. Dynamiczna akcja, ujęcia “z ręki” czy muzyka, tylko podkręcają napięcie, by w finałowej scenie dać widzowi swoiste katharsis.
Nie spodziewałam się tak dobrego kina gatunkowego i to w pierwszym dniu festiwalu. Po raz kolejny jednak okazało się, że Tofifest zaskakuje i to bardzo pozytywnie. The Royal Hotel był idealnym wyborem, a dla wszystkich, których zachęciłam do obejrzenia tej produkcji mam dobrą wiadomość – film od piątku, 28.06.2024 będzie można zobaczyć w kinach i to nie tylko tych studyjnych, ale też w sieciówkach.
Czy warto? Cytując klasyka napiszę: Jeszcze jak! Nie będziecie żałować, a jeśli tak, jak ja jesteście fanami kina nieoczywistego, które bawi się zarówno formą, jak i wchodzi w dialog z innymi gatunkami filmowymi, to ta pozycja jest dla was obowiązkowa do zobaczenia.